sobota, 25 maja 2013
Papierowe małżeństwo, Krzysztof Lang
Szczerze polecam. Bardzo wartościowy i romantyczny film z 1991 roku. Wspaniała, młoda Joanna Trzebiecińska:-)
piątek, 17 maja 2013
Stephenie Meyer, Intruz
Intruzi.
Obce istoty, które przejęły kontrolę nad ludzkim światem.
Przyniosły ze sobą spokój, dobro, ład i porządek.
Odebrały wolność.
Świat jest lepszy.
"Ale to już nie jest nasz świat".
Dusze obcych istot aplikuje sie do ludzkich ciał. Większość ludzi umiera w ten sposób, część zostaje uśpiona, ale niektórzy są na tyle silni, by walczyć, cały czas brzmią w głowie dusz, mogą nawet sterować niektórymi czynnościami. Przez chwilę dać znać o swoim istnieniu. Ci wojownicy to ludzie, którzy nie pozwolili sobą zawładnąć, którzy postanowili walczyć o wolność. Mimo śmierci. Mimo lęku. Oni kochali lub nienawidzili tak silnie, że nie przerwała tych uczuć nawet obca dusza. Mieli w życiu tak ważny cel, że nie pozwolą, by ktoś im go odebrał.
Nigdy.
Melanie Stryder jest jednym z ostatnich niezarażonych ludzi. Po śmierci ojca, ukrywa się wraz z bratem, próbując przeżyć. Nie jest łatwo. Nie mają domu, jedzenia, żadnej pomocy. A przede wszystkim nie maja perspektyw. Opór właściwie nie ma sensu, i tak w końcu zostana pojmani. Nie moga przeczekać, bo przeciez inwazja nigdy się nie skończy. A właściwie skończy sie bardzo szybko. Całkowitym opanowaniem ziemi. Nie przeżyje żaden człowiek. Nie ma nadziei.
A mimo to Melanie walczy, o życie swoje i swojego brata.
Pewnego dnia w opuszczonym domu spotyka Jareda Howe'a.
Odtąd żyją razem, wychowując Jamiego.
Prawie zapominają o inwazji. Są szczęśliwi.
Ale potem Melanie zostaje schwytana i zarażona duszą.
Wagabunda przejmuje kontrolę nad ciałem dziewczyny, poznaje jej wspomnienia, żeby wyjawić intruzom tajemnice przebywania rebeliantów.
Jednak nic nie idzie dobrze.
Melanie, niezwykle silnie odzywa się w nowej duszy, nie dopuszczając do zdradzenia ukochanych mężczyzn.
Wagabunda zaczyna rozumieć, że ją okłamywano, że nie wszystko jest tak idealne, jak mogło sie wydawać.
Wagabunda zaczyna postrzegać tę inwazję jako morderstwo.
Ta niezwykle dojrzała, ponadtysiącletnia dusza, która widziała wiele światów, wiele zakątków kosmosu, której, wydawałoby się, nic nie może poruszyć ani zmienić, zaczyna czuć, zaczyna nienawidzić, zaczyna kochać.
Jak czlowiek.
Jak Melanie.
I wreszcie obie walczą po tej samej stronie, o tych samych ludzi.
Rozpoczynają wyścig, uciekają przed przeznaczeniem, gonią bliskich.
A gdy odnajdują Jareda i Jamiego, gdy odnajdują rodzinę Melanie i innych rebeliantów, okazuje się, że wszystko uległo zmianie.
Kochają Melanie, nie intruza. Nie wierzą, że Melanie przetrwała, nie potrafią jej pokochać. Takiej.
Historia Wagabudny i Melanie to opowieść o poświęceniu, miłości i śmierci.
To, że intruz zdobywa zaufanie rebeliantów, pomaga im, a oni uczą sie ją kochać ze względu na Melanie, to cud.
Przyjaźń dwóch kobiet w jednym ciele.
To cud.
Każda z nich zdobywa miłość.
Obie odkrywają własną tożsamość, mimo, że muszą dzielić się jednym ciałem.
Ale w końcu jedna z nich musi odejść. Wagabunda.
Nagle okazuje się, że nikt nie potrafi sobie bez niej wyobrazić dalszego życia. Bo kocha ją Melanie, Ian, Jamie, nawet Jared.
Ona decyduje się na śmierć, żeby nie musieć żyć bez tych, których kocha.
Bo nauczyła się kochać. Tak jak człowiek. I to bardzo boli.
Można żyć z bólem. Ale nie przez wieczność.
Więc Wanda musi umrzeć.
"Nie chcę żyć bez was".
"W końcu mam dla kogo umrzeć. Żegnaj."
Ale nie zawsze sami możemy decydować o swoim życiu.
Nasze losy niekiedy ktoś kieruje na zupełnie nieznane ścieżki, w zupełnie nieznane miejsca, do ludzi, których mieliśmy nienawidzić. Tylko, że nie wyszło. I teraz ich kochamy.
"Tylko miłość daje moc, by zwrócić ścieżki przeznaczenia."
środa, 15 maja 2013
Jeszcze więcej fajnych cytatów z sagi "Szeptem"
"- Kocham Cię. Nigdy dotąd nie czułem takiego ciepła."
"...tak, jakby prawda chciała mi zajrzeć prosto w oczy, a mnie brakowało odwagi, by to spojrzenie odwzajemnić..."
"To dopiero początek i nic z tego, co nas czeka, nie będzie proste."
" Uśmiechnął się szeroko. Tym razem byłam pewna, że ze mnie kpi.
- Nie gramy o pieniądze.
Położyłam torebkę na krawędzi stołu.
- Szkoda, bo już chciałam postawić przeciwko tobie wszystko, co mam - podsunęłam mu arkusz z zadaniem domowym, z dwiema zapisanymi już linijkami. - Parę szybkich pytań i się stąd wynoszę.
- "Palant"? - odczytał głośno Patch, wspierając się na kiju. - "Rak płuc"? Cóż to ma być, przepowiednia?
Powachlowałam się kartką.
- Rozumiem, że przyczyniasz się do stworzenia tutejszej atmosfery. Ile cygar na wieczór? Jedno? Dwa?
- Nie palę. - zabrzmiało szczerze, ale tego nie kupiłam.
- Akurat. - odparłam i umieściłam kartkę między fioletową, a czarną bilą. Pisząc w trzeciej linijce "Zdecydowanie cygara", przypadkiem potrąciłam fioletową.
- Psujesz rozgrywkę - rzekł Patch, nadal uśmiechnięty.
- Oby na twoją niekorzyść."
"Jestem Twój, jeśli tylko się zgadzasz."
"- Zagrasz?
- Nie mogę - Odpowiedziałam Pachowi.
- Jeśli wygram - oświadczył, jakby nie przyjmując do wiadomości odmowy - powiesz Elliotowi, że coś ci wypadło i jesteś zajęta do końca wieczoru.
Był tak arogancki, że nie mogłam się opanować:
- A jeżeli ja wygram ?
Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów.
- Bez obawy."
"Kilka miesięcy wolności jest lepsze od całego życia w niewoli."
" - Odczep się ode mnie.
Myślałam, że go obejdę, ale złapał mnie za łokieć.
- Coś nie tak? Wyglądasz, jakby cię zemdliło.
- Właśnie tak na mnie działasz! - Odwarknęłam."
"- Mam złe przeczucia. Nie lubię Patcha w zwykłym nastroju, a wolę nie wiedzieć,
"TYLKO MIŁOŚĆ DAJE MOC, BY ZWRÓCIĆ ŚCIEŻKI PRZEZNACZENIA"
"...tak, jakby prawda chciała mi zajrzeć prosto w oczy, a mnie brakowało odwagi, by to spojrzenie odwzajemnić..."
"To dopiero początek i nic z tego, co nas czeka, nie będzie proste."
" Uśmiechnął się szeroko. Tym razem byłam pewna, że ze mnie kpi.
- Nie gramy o pieniądze.
Położyłam torebkę na krawędzi stołu.
- Szkoda, bo już chciałam postawić przeciwko tobie wszystko, co mam - podsunęłam mu arkusz z zadaniem domowym, z dwiema zapisanymi już linijkami. - Parę szybkich pytań i się stąd wynoszę.
- "Palant"? - odczytał głośno Patch, wspierając się na kiju. - "Rak płuc"? Cóż to ma być, przepowiednia?
Powachlowałam się kartką.
- Rozumiem, że przyczyniasz się do stworzenia tutejszej atmosfery. Ile cygar na wieczór? Jedno? Dwa?
- Nie palę. - zabrzmiało szczerze, ale tego nie kupiłam.
- Akurat. - odparłam i umieściłam kartkę między fioletową, a czarną bilą. Pisząc w trzeciej linijce "Zdecydowanie cygara", przypadkiem potrąciłam fioletową.
- Psujesz rozgrywkę - rzekł Patch, nadal uśmiechnięty.
- Oby na twoją niekorzyść."
"Jestem Twój, jeśli tylko się zgadzasz."
"- Zagrasz?
- Nie mogę - Odpowiedziałam Pachowi.
- Jeśli wygram - oświadczył, jakby nie przyjmując do wiadomości odmowy - powiesz Elliotowi, że coś ci wypadło i jesteś zajęta do końca wieczoru.
Był tak arogancki, że nie mogłam się opanować:
- A jeżeli ja wygram ?
Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów.
- Bez obawy."
"Kilka miesięcy wolności jest lepsze od całego życia w niewoli."
" - Odczep się ode mnie.
Myślałam, że go obejdę, ale złapał mnie za łokieć.
- Coś nie tak? Wyglądasz, jakby cię zemdliło.
- Właśnie tak na mnie działasz! - Odwarknęłam."
"- Mogę zadać ci głupie pytanie?
- Ubóstwiam głupie pytania."
"Broniłam się bez sensu, bo teraz nie uratowałaby mnie nawet siatka pod napięciem."
do czego jest zdolny, kiedy się wkurzy."
"O kurde. Kurdekurdekurde. Potrąciłaś j e l e n i a? Nic się nie stało? Może to był BAMBI?"
"Będzie istniał zawsze, pożerając każdą moją myśl - a moje serce na zawsze pozostanie w jego rękach."
"Ale pamiętaj,że człowiek się zmienia jednak jego przeszłość nigdy."
"(...) Scott zbliżył się do niego, a Patch rąbnął go prosto w szczękę, która wydała ohydny trzask.
- Co ty wyprawiasz?! - wydarłam się na Patcha. - Złamałeś mu szczękę?!
- Ahhhaaa! - jęknął Scott, chwytając się za dolną część twarzy.
- Nie złamałem mu szczęki, ale jeśli on cię dotknie, będzie to jedna z wielu części ciała,
które mu połamię. - odparł Patch.
- Wynoś się! - rozkazałam Patchowi, wskazując palcem drzwi.
- Zabiję cię - warknął Scott, ruszjąc szczęką, żeby upewnić się, że jeszcze działa.
Ale Patch nie zamierzał wychodzić - zamiast tego znalazł się błyskawicznie obok Scotta.
Rzucił go twarzą o ścianę. Scott usiłował się pozbierać, ale Patch znów uderzył nim o ścianę,
aż tamten całkiem stracił orientację.
- Spróbuj jej dotknąć - wycedził Patch do jego ucha głosem cichym i groźnym - a pożałujesz tego bardziej, niż czegokolwiek w życiu."
- Co ty wyprawiasz?! - wydarłam się na Patcha. - Złamałeś mu szczękę?!
- Ahhhaaa! - jęknął Scott, chwytając się za dolną część twarzy.
- Nie złamałem mu szczęki, ale jeśli on cię dotknie, będzie to jedna z wielu części ciała,
które mu połamię. - odparł Patch.
- Wynoś się! - rozkazałam Patchowi, wskazując palcem drzwi.
- Zabiję cię - warknął Scott, ruszjąc szczęką, żeby upewnić się, że jeszcze działa.
Ale Patch nie zamierzał wychodzić - zamiast tego znalazł się błyskawicznie obok Scotta.
Rzucił go twarzą o ścianę. Scott usiłował się pozbierać, ale Patch znów uderzył nim o ścianę,
aż tamten całkiem stracił orientację.
- Spróbuj jej dotknąć - wycedził Patch do jego ucha głosem cichym i groźnym - a pożałujesz tego bardziej, niż czegokolwiek w życiu."
"Podchwyciwszy moje spojrzenie, Patch posłał mi uśmiech złotego medalisty barowych bijatyk."
"Nie ma żadnej szkody, jeśli nikomu nie stanie się krzywda"
"TYLKO MIŁOŚĆ DAJE MOC, BY ZWRÓCIĆ ŚCIEŻKI PRZEZNACZENIA"
niedziela, 12 maja 2013
Radosna twórczość związana z sagą "Zmierzch" Stephenie Meyer. Ciąg dalszy
- Pokochałeś mnie dlatego, że jestem jej córką?- zapytała Renesmee- byłam lekiem na twoją chorobę?
- Nie byłaś żadnym lekarstwem- odparł Jacob- ja nigdy nie chciałem się wyleczyć z tej miłości. Ukształtowała mnie, nauczyła poświęcenia. Zrozumiałem, że jeśli się kogoś naprawdę kocha, potrafi się odejść, żeby ta osoba była szczęśliwa. Masz rację, to nie było wpojenie, dlatego mogłem z niej zrezygnować, z ciebie nie byłbym w stanie.
- Wiem. Jacob?
- Tak?
- Dziękuję, że mi to powiedziałeś. Pierwszy raz jesteśmy ze sobą zupełnie szczerzy, ale dziękuję też, że wcześniej o tym nie wspominałeś. Nasze życie było lepsze, gdy nie byłam pewna tej miłości, gdy mogłam się jedynie domyślać.
- Żadna miłość nie jest idealna.
- Nigdy nie chciałam, żeby nasza taka była. Gorzki smak pozwala doceniać słodycz.
- Chronienie ciebie było najprzyjemniejszym obowiązkiem w moim życiu. Bardzo żałuję, że dłużej nie mogę go wypełniać.
Renesmee uśmiechnęła się smutno. Jacobowi pozostał jeszcze jeden obowiązek do spełnienia. I to nie był obowiązek wobec niej.
- Zawołam ją- powiedziała i podniosła się z krzesła.
Nie pocałowała Jacoba. Jego usta już do niej nie należały.
Tego dnia, ostatniego dnia, tylko Bella miała do nich prawo.
Renesmee dotarła do drzwi i odwróciła głowę.
Jacob uśmiechnął się. Nie powiedziała "Kocham cię".
Echo tych słów cały czas krążyło po pokoju, nie było potrzeby ciągle ich powtarzać. Zresztą, ktoś inny miał dziś kochać.
Nie ona.
Odwzajemniła uśmiech i spojrzała ostatni raz.
Potem wyszła.
I więcej nie wróciła.
Renesmee zobaczyła, że matka stoi oparta o przeszklone drzwi. Jej twarz była blada i idealna. Jak zwykle.
Ale w oczach miała cierpienie, całą starość, która nigdy nie miała poza nie wypłynąć. Patrzyła na córkę wzrokiem pełnym bolesnego zrozumienia. Jakby też kogoś straciła.
Gdy ruszyła w stronę pokoju, namalowana była w jej sylwetce i mimice determinacja.
Dziś przyszła tę stratę odzyskać.
Minęła Renesmee bez słowa. Milczenie oblekło dom.
Gdy za Bellą zamknęły się drzwi, Edward podszedł do córki.
Wziął ją za rękę i poprowadził do lasu w Forks.
Żeby wreszcie mogła odetchnąć pełną piersią.
Bo to był koniec, a ona spełniła swoje zadanie. Najlepiej jak potrafiła.
Zrozumiała poświęcenie Jacoba.
Nareszcie.
- Mógłbyś mnie ogrzać?- zapytała Bella po wejściu do pokoju- ten ostatni raz. Pierwszy. Od tak dawna.
- Przecież ty nie potrzebujesz ciepła- odparł Jacob- jesteś wampirem.
- Mylisz się, bardzo potrzebuję ciepła. Twojego. Tęskniłam za nim. Bardzo.
Ułożyła sie obok niego, kiedy zegar wybijał siódmą wieczorem.
- Dziękuję ci. Za naszą miłość i za Renesmee.
- Przepraszam, że nie mogłam sobie pozwolić na życie z tobą. Zawsze będę cie kochać, Jacob.
- Dopóki bije moje serce- powiedział, przypominając sobie zamierzchłą rozmowę. Bardzo dawno temu.
- Może nawet dłużej- odpowiedziała Bella, całując jego usta.
- Może nawet dłużej- odpowiedziała Bella, całując jego usta.
Całowała go bardzo długo, najpierw zapalczywie i namiętnie, a potem spokojnie, żegnając najlepszego przyjaciela. Całowała go, aż usta zupełnie ostygły. Położyła ręke na jego piersi.
Była nieruchoma.
Uścisnęła obie jego dłonie.
Jacob po raz pierwszy był zimny.
Wstała powoli i podeszła do okna.
Edward wracał z Renesmee do domu.
Spojrzał na nia, a ona posłała w jego stronę bezgłośne zdanie:
"Mamy całą wieczność".
Powtarzała te trzy słowa bardzo często, miliony razy podczas ich małżeństwa, ale zawsze wypowiadała je z uśmiechem, patrząc na Edwarda z ufnością, wiarą, miłością.
Teraz spoglądała smiertelnie poważnie, oczy były skupione na spojrzeniu męża zupełnie nieruchomo.
Nie miała siły na tę wieczność.
Edward zrozumiał.
Wieczność była ich przekleństwem.
Od teraz.
sobota, 11 maja 2013
Radosna twórczość związana z sagą "Zmierzch" Stephenie Meyer
To zdecydowanie post tylko dla wtajemniczonych:-)
Nie czytałam żadnej z książek Stephenie Meyer, ale bardzo poruszają mnie filmy powstające na podstawie napisanych przez nią powieści.
Moją ulubioną postacią z sagi "Zmierzch" jest Jacob Black- tragicznie zakochany w Belli wilkołak.
Nie będę streszczała fabuły, bo nie o to mi dzisiaj chodzi. Ci, którzy czytali lub oglądali, będa wiedzieli, o czym mówię.
Bardzo zainspirowała mnie jedna scena, która miała miejsce pod koniec trzeciej części cyklu- "Zaćmienia". Jacob został zraniony w bitwie, a Bella przyszła do niego. Wszystko jest już jasne. Bella wyjdzie za Edwarda, który zmieni ją w wampira. Wampiry są naturalnymi wrogami wilkołaków, a Edward jest wrogiem Jacoba. Obaj walczyli o Bellę, ale Jacob przegrał.
I to było wiadomo od początku. Wygrana Edwarda była oczywista, to on miał dostać Bellę, ale Jacob walczył. I za tę beznadziejną walkę, pomimo wszystkich przeciwności, wbrew nadziei, pokochałam tego bohatera.
- Przynajmniej wiem, że zrobiłem wszystko, co mogłem- powiedział Belli.
Naprawdę, zrobił wszystko.
- Walczyłam z tym uczuciem, bo wiedziałam, że nic nie zmieni- słowa Belli.
Myliła się. Ta miłość zmieniła wszystko.
Gdy tamtej nocy Bella definitywnie rozstała sie ze swoim najlepszym przyjacielem, Jacobem Blackiem, który kochał ją ze wszystkich sił, nie zważając na zasady, nie troszcząc się o własne życie, przeprowadzili taką rozmowę:
"- Mam wrócić?
- Potrzebuje trochę czasu, ale zawsze będę czekał.
- Dopóki bije moje serce.
- Może nawet dłużej."
Jego miłość, jego ingerencja w życie Edwarda i Belli nie skończyła się ani wtedy, gdy Bella wyszła za mąż, ani wtedy, gdy urodziła córeczkę. Jacob wpoił się w maleńską Renesmee i w ten sposób uratował rodzinę wampirów, chociaż jego obowiązkiem była walka z nimi, Jacob zrezygnował z własnej tożsamości, ze swej rodziny, by zapewnić szczęście i spokój zarówno Belli, jak i wpojonej sobie Renesmee. Swój los związał nierozerwalnie z wampirami.
Choć było cieżko, zwyciężył, zwycięstwem najbardziej spektakularnym, najlepszym, największym.
Koniec sagi ukazuje szczęśliwą zapowiedź życia Belli i Edwarda, Jacoba i Renesmee.
I mam nadzieję, że takie właśnie było.
Pierwsza para bohaterów była nieśmiertelna, druga nie, więc musiał nadejść moment pożegnania.
Tak sobie wyobrażam dzień śmierci Jacoba:
Było mroźne popołudnie. Słońce przechylało się ku zachodniej ścianie skał porośniętych przez większą część roku mchem i drobnymi roślinami, a teraz zanurzonych w skorupie brudnego lodu. Tak wiele się zmieniło, świat pędził tak szybko, że czasem nie można było uniknąć kolizji, ale ten las pozostał tu, trwały, ponury, niezmierzony, dziki, niewycięty i nienaruszony. Tak stary.
- Wróciliśmy do Forks- powiedziała do siebie Bella, spoglądając w niebo. Słońce nie dawało ani odrobiny ciepła- tu wszystko się zaczęło.
Długo już nie widziała tego miasta, tego lasu, tego domu, który należał do Cullenów, i którego nie oddali nikomu, mimo upływających lat. Spędzali tu czasem kilka lat, przyjeżdżali otworzyć skrzypiące drzwi, odnowić zmurszałe konstrukcje, obejrzeć przeszłość, która wyłaniała się z każdego kąta, przeszłość, która była niemalże cieniem, teraz, po ponad dwustu sześciedzięsiu latach.
To wydarzyło się tak dawno...
Bella spojrzała za siebie i ogarnęła wzrokiem dom Cullenów, który kiedyś był tak nowoczesny, a teraz stanowił obraz zamierzchłych czasów, juz nikt tak nie budował, już nikt tak nie żył.
Była w tak wielu miejscach, tak wiele widziała, a jednak nic nie wydawało jej sie piekniejsze od lasu w Forks, od tego domu i od tego czystego powietrza, którym przecież już nie potrzebowała, nie mogła oddychać.
Od momentu wyjazdu inni Cullenowie nieczęsto tu wracali, ale Bella i Edward pojawiali się wciąż, niezmiennie, zresztą, jak mogliby inaczej? Jacob i Renesmee prawie nie rozstawali się z Forks, opuszczali je tylko w nagłych i koniecznych przypadkach. Renesmee nie lubiła oddalać się od sfory. Bella czasem zastanawiała się, jak to mozliwe, że córka wampirów tak silnie może pokochać wilkołaki, tak silnie związać się z nimi, niekiedy Bella rozważała, że przez wpojenie Jacoba w jej córkę, Renesmee wpoiła sobie całe jego wilcze życie.
Ten przyjazd do Forks był szczególny. Po raz ostatni spędzali czas we czworo. Dziś żegnali Jacoba, bo to był koniec jego drogi.
Renesmee właśnie wyszła przed dom i usiadła na ganku, kolana podciągnęła pod brodę, z oczu spływały łzy, a ciałem co chwilę wstrząsały dreszcze. Bella zdjęła swój wełniany sweter i zarzuciła córce na ramiona.
- Co się stało? Czemu wyszłaś na zewnątrz?
- Muszę sie zastanowić, co mam mu powiedzieć, nie mogę niczego pominąć, to moja ostatnia szansa. On dziś odejdzie, czuję to.
Jacob wyrobił w niej wilczy instynkt. Od tamtej pory nigdy się nie myliła.
Przez szybę Bella widziała uchylone drzwi do pokoju Jacoba, w których progu stał Edward. Nie wchodził do środka. Nagle potrząsnał głową i przeczesał dłonią włosy.
Znała ten gest.
Dziękuję.
To mówił Jacobowi Edward.
Nic więcej.
Bella chciała przytulić córkę, ale Renesmee ją odepchnęła.
Szybkim krokiem weszła do środka, po chwili ruda czupryna zniknęła za drzwiami.
- Jak się czujesz?- Renesmee nienawidziła trywialnych pytań, ale jakie mogła w tej chwili zadać?
- Gdy cię widzę, od razu lepiej- Jacob uśmiechnął się.
Potem nagle spoważniał.
- Dziękuje ci za to wyjątkowe życie, byłaś przy mnie zawsze, wszędzie, kocham cię tak mocno, jak tylko potrafię. Ale jest ktoś, kogo musiałem poświęcić, kto mnie musiał poświęcić na naszej wspólnej drodze. Nie żałuję żadnego z wyborów, gdyby stało sie inaczej nie przyszłabyś na świat. Po prostu chcę, żebyś zrozumiała i wybaczyła mi to, co dziś zrobię. Byliśmy razem przez bardzo długi czas, piekny czas i nigdy nie wracałem do tego, co zdarzyło sie przed twoimi narodzinami, zanim się w ciebie wpoiłem, zanim cię pokochałem. Ona też nigdy tego nie robiła. Po prostu skupiliśmy sie na przyjaźni, bo miłość musieliśmy przemilczać. Była szczęśliwa z Edwarem, a ja z tobą, ale dziś, zanim umrę, muszę sobie przypomnieć i przypomnieć jej o tamtej miłości, która zdarzyła się tak dawno temu, a żyła we mnie przez cały ten czas. Mam nadzieję, że nie masz do mnie żalu, pretensji. Po prostu muszę z nią dziś porozmawiać, z nią ostatnią się pożegnać. Jestem jej to winien.
Renesmee wcale nie powstrzymywała łez, to i tak nie miało sensu.
- Dlaczego tak silnie jej pragniesz? Przecież to nie jest wpojenie.
- Nie wiem- Jacob lekko wzruszył ramionami. Słabł- po prostu ją kochałem bardziej.
Ostatnie zdanie wypowiedział ledwo dosłyszalnym szeptem. Szeptem wyrzutów sumienia.
Ale ona usłyszała.
- Kochasz- poprawiła go- kochasz ją bardziej.
Milczał.
- Nie wiem, jak to jest podejmować takie wybory- podjęła Renesmee po chwili- ja nigdy nie wybierałam, weszłam do życia, które już wcześniej było mi przeznaczone, które było już przygotowane, nie musiałam o nic walczyć, wszystko mi oddano. Kochałam tylko ciebie, nigdy nie musiałam się z tobą rozstawać. Do teraz. Mam do wykorzystania ostatnie chwile, należą mi się. Tak trudno oddać mi je właśnie jej, mojej matce. Ale zrobię to. Dokonam swojego pierwszego, najważniejszego wyboru. Ty wybrałeś mnie, więc teraz pozwolę ci wybrać ją. Chociażby to miało trwać tylko jedną chwilę.
Ciąg dalszy nastąpi.
sobota, 4 maja 2013
Lauren Oliver, Requiem
Nie jestem zachwycona tą opowieścią.
To historia duchów, które kiedyś walczyły o miłość i wciąż pamiętają, ale teraz nie są w stanie udźwignąć ciężaru noszonych przez siebie uczuć.
Więc uciekają.
Ucieka Alex, Lena, Julian.
Ucieka nawet wyleczona Hana.
Czytając początkowe sto pięćdziesiąt stron, nie mogłam odpędzić od siebie pytania "Co się dzieje?" Akcja nie toczy się ociężale, nie, tego niegdy bym nie powiedziała, ale jest jakby przepuszczona przez szkło. Wszystkie uczucia przefiltrowane i poukładane w odpowiednim porządku. Nawet chaos jest na swoim miejscu. Te uczucia wydawały mi się sztucznie pobudzane.
Ta historia trochę przypominała mi szaleńczy bieg do wymarzonego celu. Fajnie, tylko nikt nie zrobił niczego sensownego po jego osiągnięciu.
Delirium to opowieść o chorobie miłości, i może sie mylę, ale ta miłość w Requiem została gdzieś zagubiona. Tak wiele spodziewałam się po powrocie Aleksa. Nie twierdzę, że autorka powinna ułożyć bajkowe zakończenie ich związku, podsumowując go zdaniem "Żyli długo i szczęśliwie", ale słowa i czyny w tej książce to za mało.
To po prostu za mało.
Nie jestem fanką otwartych zakończeń, a ostatnia strona Requiem nie przekonała mnie do zmiany zdania. Burzą mury.
Tylko, że teraz ich świat wydaje się zadziwiająco mało realny. Bardziej mnie przekonuje Hana ze swoimi wątpliwościami wyleczonej, z uczuciami, które powracają paradoksalnie wzmocnione przez remedium.
To jest dziewczyna, która "kocha po nienawiść, wzbrew nadziei i bez lęku".
A przecież tak kochać miała Lena.
To Hana pokazuje, że nie można zabić miłości. Nawet remedium nie jest w stanie jej pokonać.
Tymczasem Lena wciąż nie może dokonać wyboru, a przecież miłość to nie tylko siła namiętności i przywiązania, to też odpowiedzialność, poświęcenie, gotowość, by odpuścić, kiedy nie można już walczyć, odejść, jeżeli nie ma wystarczająco dużo miejsca.
Zakończenie Delirium totalnie mnie powaliło, przeczytałam je miliony razy, nauczyłam się na pamięć, żyję tymi słowami cały czas, nigdy o nich nie zapomnę.
Ostatnie zdanie Reguiem: "Zburzcie mury" funkcjonuje we mnie jako niedomówienie, niespełniona obietnica.
Byliście za słabi, nie daliście rady.
Miłość, którą rozumiem i podziwiam to miłość Delirium:
",,-Naprawdę cię lubię Lena. Wierzysz mi już?
-TAK
-Mogę cię odprowadzić do domu?
-TAK
-Zobaczymy się jutro?
-TAK, TAK, TAK''"
"Nie wiem już, kim jestem ani gdzie przynależę.Choć to nie do końca prawda.
Alex. Wiem, że należę do niego"
"On jest moim światem i mój świat jest nim i bez niego nie ma świata."
"Mówili, że bez miłości będę szczęśliwa. Mówili, że lekarstwo na miłość sprawi, że będę bezpieczna. I zawsze im wierzyłam. Do dziś. Teraz wszystko się zmieniło. Teraz wolę zachorować i kochać choćby przez ułamek sekundy, niż żyć setki lat w kłamstwie."
"Biegnę, nie wiem jak długo. Wiele godzin, a może wiele dni.Alex kazał mi biec, więc biegnę."
"Powiem Wam coś . Nie jestem nikim wyjątkowym . Jestem zwyczajną dziewczyną . Mam niecałe metr sześćdziesiąt wzrostu i jestem przeciętna pod każdym względem . Ale znam pewien sekret . Możecie zbudować mury aż do nieba , a mnie i tak uda się nad nimi przefrunąć . Możecie mnie przygwoździć do ziemi tysiącami karabinów , a i tak stawię opór. I jest nas tutaj wielu , więcej niż wam się wydaje . Ludzi , którzy odmówili zejścia na ziemię . Ludzi , którzy kochają w świecie bez murów , kochają aż po nienawiść , aż po bunt , wbrew nadziei i bez lęku . K o c h a m C i ę . Pamiętaj . Tego nam nie odbiorą ."
Subskrybuj:
Posty (Atom)